Tag Archives: codzienność

To lubię

Błędy, których już nigdy nie naprawimy..

 

 

Głupie teksty Helveticą na artystycznych zdjęciach


Głównie będzie o tym

Autorka setek artykułów i 2 książek szukam prasy, przepraszam pracy. Zmywak? OK, ale ile mi dadzą. 600 zł? To dużo, ale nie w przypadku, gdy za mieszkanie trzeba zapłacić więcej.  Zatem jak w tytule, ale też o wielu innych rzeczach.  Co by nie zanudzać. Byłam w sklepie,  otwierają o 5 rano, ale nic nie mieli na moją „kieszeń”,  tzw. zapiekanki chyba otwierają dopiero o 9.  5 zł za jedną, a w sumie za 5 zł można warzyw nakupić? Nigdy nie musiałam liczyć, ale stało się. Normalne.  Nie jestem Charles Bukowski,  nie mam takiego nosa, ale bezdomną pisarką pewno będę .  Z nosem. Moim. Nie Bukowskiego.  Bo ten jego nos był jakiś pełen krostów, wielki i okropny,  pryszcze te nos kochały niemal jak zbliżenie i w sumie tak było Miłość odwzajemniona, choć niechciana.  Za to znanym pisarzem jest, jak to się mówi.

By the Way:  Ostatnio przeczytałam „Samotnego Mężczyznę”  i oto pytanie/zagadka:

Kim był Titonos?

To klucz do kilku powieści. W tym Huxleya między innymi. Ale nie grzebać w google.

Och, czemu nie zostałam hydraulikiem? Spawaczem? Kierowcą autobusu? Pisanie to mrzonki, fanaberia i marzenie. No i pasja, wielka, ogromna, ale niestety żyjemy w Polsce.  I z tej pasji to wystarczy na worek na śmieci, papier toaletowy i bryndzę.  Ten ostatni produkt w połowie dla nas, jeśli mamy kota.


Mój dawny blog Pisarka.pl nie istnieje, zaczynam od nowa

Szukam właśnie pracy, mieszkania, wszystkiego… Tak, wszystkiego. Za dużo by pisać na początku, zaczęłam to w formie opowiadania/ dziennika, które zamieszczam.

Sierpień, 13

Rano miałam atak kichania. Aż dziw, że rano, bo zwykle wstaje pod wieczór.  Ale atak był silniejszy i zmusił mnie do pójścia do łazienki po papier toaletowy, by wysiąkać noc ( i nos). Okazało się, że papieru nie ma, za to mój kot leży w swoim koszyczku cały owinięty w ów papier. Nie mogłam więc wysiąkać nosa, bo mam też alergię na kota (poza roztoczami,  środkami chemicznymi i otoczeniem. Tak. Pani w aptece oznajmiła: „ ma pani alergię na otoczenie”. Tu się nie pomyliła, bo mam , ale nie tyle na powietrze i ulice, co na ludzi).

Skoro już wstałam, zakropiłam oczy, to postanowiłam  zrobić cos dla siebie. Zamiast znów szukać ogłoszeń o pracy, napisałam w notesie  pięć identycznych afirmacji: „ Jak magnez przyciągam do siebie pieniądze, bogactwo i pomyślność”.  Bo podobno, trzeba je pięć razy dziennie powtarzać.

Potem, korzystając z okazji, że cudem  ( tak, wreszcie zapłacili za felieton) dostałam jakąś kasę, natychmiast zakupiłam rozmaite talizmany, które mają przyciągać owe pieniądze i bogactwo. Zostało mi jeszcze na serek wiejski i puszkę dla kota.  Kot pożarł i karmę z puszki i serek.  Na szczęście mam zapas wody mineralnej i pasty do zębów.

A jednak zapisałam się na wszelkie możliwe portale z ogłoszeniami o pracy, zaznaczając iż nie posiadam prawa jazdy i natychmiast otrzymałam ofertę: „kierowca autobusu”, pomijając „operatora koparki”.

Zapomniałam dodać, że jak odwinęłam kota, to papier okazał się lawendowy i dopiero dostałam alergii! A że znienacka wyłączyli prąd, znalazłam dwie czerwone świece o zapachu róży no i skończyło się na pogotowiu i zastrzyku.

Od sąsiadki pożyczyłam dwie świeczki, niestety gromnicze. Źle mi się to kojarzy, z moimi przesądami.  Nie wiem, po co ona je trzyma w domu, skoro to nie listopad? O wieńce nie śmiałam już pytać.

Dobrze, że mam baterie do laptopa. Poszukam nowych ogłoszeń. I porad

a propos feng szui i talizmanów. Tylko tej mapy domu nic a nic nie rozumiem. Gdzie mój kompas? Nigdzie, bo go przecież nie kupiłam.

Sierpień, 14

Chciałam mieć samochód,  ale bez kompas i bez gps musiałabym jechać za autobusem, zatrzymując się na  wszystkich przystankach.  A zresztą ten gps to jakaś ściama. Jechałam  taksówką, a ten gps co chwile podawał info” pub, skręć w  lewo, „pub, skręć w prawo”. Same puby?  To ja  nie potrzebuję do tego gps. Wystarczy, że wyjdę z domu.  Wychodzenie ma sens, uczę się angielskiego od przechodniów, szczególnie „ where is pub”?  With Beer, oczywiście.

Ograniczyłam się do pokazywania ręką, po co mi ten angielski?  Z kotem dogaduję się bez znajomości języków obcych.  Mamy kontakt wzrokowy. On patrzy a ja wiem, że muszę biegiem po puszkę.  Może zna angielski, ale go nie używa?

Aha! Włączyli prąd. Ponoć to była awaria.  Kot natychmiast zrzucił moją ukochaną lampę a zapasu żarówek nie mam.  Może dadzą na kreskę?

Sierpień, 15

Dali. Jedną. Zepsutą.  Co za chamy. Piszę  przy świecach, w sumie to romantyczne, tylko że niewiele widzę. Kot znów owinięty. Zimno mu? Jest ze 40 stopni !  Plus, oczywiście. Moja babcia zajrzała i oznajmiła: „ghrdftywu”, na wszelki wypadek powiedziałam, że  rozumiem. W końcu ma 90 lat! Ona na to: „ythrdewryfr”.  Skinęłam głową na tak, a ona zostawiła mi rzodkiewkę. Jedną. Jutro ją odwiedzę. Kupię jej szarlotkę na kredyt.  Postanowiłam dziś przemeblowanie i teraz nie mogę znaleźć łóżka. Widzę coś, jakby sofę, może to to?  W lodówce pełno śniegu jakby była zima, rura od zlewu nie działa,  prysznic zepsuty…..

Byłam w banku po kredyt, ale mój zawód w tak zwanych rubrykach nie  istnieje.

Jednak babcia ma rację.

Sierpień, 16

Babcia ma chyba coś wspólnego z Lovecraftem. Na mój widok powiedziała: „ychiltuhrufgt”.  Wszędzie ma poprzylepiane karteczki. Na przykład na kredensie wisi kartka z napisem: „ to jest kredens”, a na talerzyku: „ to jest talerzyk”.  Udało mi się zdobyć szarlotkę (dwa kawałki tylko dali i to na umowę cywilno prawną i weksel), więc babcia ruszyła do kuchni ale coś się jej pomyliło i zamiast talerzyków przyniosła miednicę i mopa. Trudno odżywiać się w ten sposób, więc zjadłyśmy rękami. Podziękowałam jej za rzodkiewkę, która podzieliłam na dziesięć równych malusieńkich kawałków, po jednym na każdy dzień.  Starczy na długo.  Zajrzałam do jej lodówki celem ukradzenia jakiejś żywności, ale  znalazłam w niej wyłącznie lód i karteczkę z napisem; „to jest lód”.  Babcia cichcem – nie wiem, jak to zrobiła, chyba na mopie przeleciała – stała za mną i tylko złośliwie się uśmiechnęła .  Chyba jednak zrozumiała, że jestem głodna, bo dała mi całe tysiąc złotych, taki papierek rodem z PRL-u.  Oprawię go w ramkę.

Oczywiście babcia udaje jak fiks, bo przypadkowo usłyszałam jej rozmowę z sąsiadką: „schowaj u siebie moja kasę, moje oliwki, łososia i homara bo moja wnuczka myśli, że jestem bogata. Słusznie, ha ha”.

Wolałam tego nie komentować, bo na moje pytanie o tę rozmowę odpowiedziała tylko; „uhauharftgyh”. Może niech przestanie czytać Lovecrafta.

Odkryłam  też, że na tabletkach „relanium” ma naklejkę „ rutinoscorbin”.  I „brać siedem razy dziennie”.  To już wiem, czemu jest taka nawalona i rozanielona…

Tylko dlaczego wylała całą wodę z konewki na swoje łóżko, skoro ma na nim napis” łóżko”, a na kwiatku „kwiatek”?  Udawanie nieźle jej idzie. Zwłaszcza z homarem! Akurat homara ciężko mi wybaczyć….

Sierpień, 17

Poszłam dziś do sklepu po ręczniki papierowe i płyn do mycia okien. Na moją propozycję , ze zastawię dowód , sprzedawczyni  wezwała ochroniarzy.  Kiedy kompletnie załamana wracałam do domu, spotkałam administratorkę.

– Ma pani najbardziej brudne okna w kamienicy. Proszę je umyć albo kara finansowa – oznajmiła

Ja jej na to, że umyję, ale by może cos zrobiła ze szczurami, które biegają po podwórku.

– Jakie szczury? – spytała.

– No, takie niemiłe zwierzęta – odpowiedziałam.

– Nie znam – warknęła  – zwierzęta to ja widuję w ZOO i to ciekawsze!

Zupełnie jak w tym starym dowcipie o angielskiej służącej, która po raz pierwszy wybrała się do ogrodu zoologicznego i na widok żyrafy powiedziała: „ Nie. Takich zwierząt nie ma”.

Pod drzwiami miałam siatkę ze śmieciami, przygotowaną do wyniesienia, a administratorka pokazała palcem i to wskazującym, mówiąc: „Natychmiast. Takie worki utrudniają komunikację między ludźmi”.

Ciekawie, jakimi  ludźmi, bo mieszkają tu ledwie trzy osoby na piętnaście  mieszkań. Remont  trwa od roku , bajzel wszędzie, ale winda jest.

Już wiem, kto będzie windziarzem. Szczur.

Sierpień, 18

Tak dalej być nie może. Rzodkiewka nie zaspokaja moich potrzeb. Jadę do babci! Ponieważ mam w domu ogród zoologiczny pełen roztoczy, wytarzałam w kurzu spódnicę, bluzkę, założyłam  na głowę brudną chustkę i pojechałam do babci. Niech zobaczy, jaka jestem bidna! W tramwaju dziwnie na mnie patrzyli, ale na szczęście nikt nie sprawdzał, czy mam bilet.  Babcia mieszka na 9 piętrze w bloku. Wsiadłam do windy, udało się wysiąść (bo ona wciąż się zacina) i zapukałam do sąsiadki. Tej babcinej.  Otworzyła po trzecim dzwonku i gapieniu się w wizjer.

–  Jestem wnuczką pani Ali, no wie pani, mieszkacie na tym samym piętrze. Czy może mi  pani dać choć te oliwki, co to babcia kazała dać na przechowanie?

– Jaka wnuczka? Pani Ala córki nawet nie ma, a co dopiero wnuczkę! Spadaj dziadówo jedna!  Już ja znam takie „wnuczki”! – trzasnęła drzwiami.  Babcia tez tkwiła przy wizjerze, bo widziałam jej oko. Nie, to nie!, wkurzyłam się.  Wsiadłam do windy, nacisnęłam przycisk „ parter” i natychmiast zacięłam się miedzy 8 i  9 piętrem. Roztocza mnie atakowały, a na poziomie piętra babci miałam tylko oczy. I co zobaczyłam? Jak obie panie wynoszą na klatkę wypasione fotele, stolik, flaszki, paczki papierosów, karty do gry w pokerka i  jakieś miski pełne sałatek. Nie mówiąc o gotówce!

Nacisnęłam czerwony przycisk pt „alarm”, ale nic się nie stało.. Dalej tkwiłam w windzie, kichając jak szalona. Obie panie zaśmiewały się do łez (nie wiem z czego!) i pociągały z gwinta.  Chyba w końcu mnie zauważyły, bo po dwóch godzinach przyjechało pogotowie techniczne i wyciągnęło mnie z windy.

Staruszki grały w pokerka na całego. Podeszłam do nich,  mdląc prawie z pożerających mnie roztoczy oraz klaustrofobii .

– Dajcie choć coś do przebrania – wymamrotałam.

Babcina sąsiadka westchnęła ciężko, ale wyniosła z mieszkania kwiecistą podomkę.  Chyba jeszcze bardziej zakurzoną niż mój strój.

– Gdzie mogę się przebrać? – spytałam.

– Tutaj – zarechotała – w naszym klubie.

Zacisnęłam zęby i postąpiłam zgodnie z instrukcją. Staruszki  dostały kolejnego ataku śmiechu.

– Babciu, a może choć trochę tej sałatki byś dała?

– yhmfryugotrf – odpowiedziała.

– a ta podomka to stówka – oznajmiła jej sąsiadka.

Szybko porwałam garść sałaty i uciekłam.. Po schodach.

Ta podomka jest straszna.

Sierpień, 19

Dziś na moją skrzynkę meilową przyszło nowe ogłoszenie z portalu „praca dla dziennikarzy” pt „pracownik serwisu działu ogumienie”.   Brzmi intrygująco, ale chyba muszę zmienić swoje CV.

Może jak napiszę, że pracowałam jako kucharka i pani na zmywaku (zamiast jakaś tam dziennikarka i pisarka) to nagle dostanę ofertę na stanowisko szefowej w jednym z największych i najlepiej sprzedających się miesięczników w Polsce?  Tylko dlaczego w ofertach do pracy na zmywaku żądają CV?  A jeśli już, to czy pozwolą  mi myć gary w rękawicach ze względu na moje delikatne dłonie, wrażliwość i uduchowienie?  Poradziłam się znajomego. Odpisał, co następuje:

„Obawiam się, że jak zaczniesz pisać, że jesteś kucharką, może to zostać źle zrozumiane. To już lepiej pisać, że jest się specjalistą serwisu ogumienia. Nie. Też nie dobrze. To może: nic nie umiem, ale szybko się uczę (z zaznaczeniem, że zmywam tylko w gumowych rękawiczkach). Nie, no też źle. Cholera, ciężko pisze się CV.”.

Spytam babcię, ona się zna na wszystkim.  Na pewno mi podyktuje.  Byle nie w pięciu obcych językach, które zna , bo języki w tej pracy są  niemile widziane.  Chociaż…?   Mycie garów po niemiecku, po angielsku, po francusku? Muszę to stanowczo przemyśleć.  Babcia zna jeszcze włoski i tzw. język migowy. Myślę, że właśnie ten ostatni będzie  największym atutem w moim nowym CV.

No to poszłam . O, dziwo nie zacięłam się w windzie a drzwi do babcinego mieszkania były otwarte. Siedziała w ogromnym fotelu przed telewizorem, popijała piwo i paliła papierosa.  Jak zwykle.

– Babciu, doradź mi, co napisać w Cv by dostać pracę? – spytałam, klękając u jej nóg.

– Po włosku? Francusku? W esperanto?

– Babciu! To ty mówisz???

– yhahahajahahu – odpowiedziała, sięgając po fajkę wodną.

Zatkało mnie. Zanim zdążyłam zripostować, wkroczyła sąsiadka w dresie od Gucciego  i w lokówkach na głowie.

–  To termoloki, muszę się spieszyć – wydyszała – bo się spalą!   Pociągnę z faji i spadam!

– Uff, dobre zioło –  wypuściła dyma – A ta żebraczka znów tutaj?  Może dajmy jej kawałek pora?

– Litość nie zna granic – zgodziła się babcia .

Sierpień, 20

Upał. W mieszkaniu nie da się wytrzymać, mimo braku mebli. Postanowiłam odwiedzić kumpla, który  ma knajpę obok mnie i klimę.  Postawił mi piwo. Trochę ciepłe, ale trudno.

– Jestem wyzwolony, nie wiem jak ty? – oznajmił paląc papierosa i pociągając z puszki z napisem  „Żywiec” – Popatrz na mnie tylko! Szorty, frak, mam pełny luz, a wiesz  czemu?

– Chyba nie – odpowiedziałam speszona.

– Krisznamurti. Czytam. Tak z miesiąc i będę oświecony – powiedział przy kolejnym piwie – No, tak obliczyłem. Góra, miesiąc. Pożyczę ci książki, chcesz? Chcesz być wyzwolona?

– A to …hmmm.a na to oświecenie to aż miesiąc trzeba czekać? – spytałam .

– Jesteś głupia, żyjesz  myślami! – ryknął .  I uciekł. Gdzieś na zaplecze. Pewno czytać Krisznamurtiego.

Nagle biegnie z powrotem.

–  A masz może jakieś resztki ? No wiesz? Z tej twojej knajpy? Ale nie resztki z piwa tylko z jedzenia?  – zaczepiłam go. O frak.

– Mam. Tam są!!! – wskazał  kuchnię.

W kuchni prześliczna kelnerka wręczyła mi woreczek pełen kotletów. . Zaniosę je babci , bo przecież jestem wegetarianką.

W domu natychmiast weszłam na Facebook i zapisałam się do grupy „Tkliwi nihiliści opanowujący pozycję dystansu”.

Już w życiu nie odwiedzę znajomych. Chyba im odwala.  Myślę, że to kryzys wieku średniego.  Już lepiej być w wieku babci.  Jej oświecenie nie grozi. Raczej nihilizm.

Sierpień, 21

Z pora zrobiłam zupę. Wpakowałam go do wody i ugotowałam.  Bez przypraw, bo ich nie posiadam. To chyba najbardziej dziwne danie, jakie jadłam.

Grunt, że było co zjeść! Inaczej nie miałabym sił na zapiski. A sporo zaplanowałam:

1 porozumieć się z babcia

2 znaleźć pracę

3 wstawać rano

4 rzucić palenie ukradzionego zioła od babci

5 koniecznie wierzyć

To ostatnie takie sobie, bo w co i komu?  Ale postaram się.  Może Bóg istnieje.

Skoro się nie odzywa, może wysłałby sms?  Tylko mam zablokowaną komórkę, więc nie odbiorę, kurczę.

Na razie weszłam na gumtree.pl i wrzuciłam ofertę sprzedaży kilku niezbędnych  dla ludzkości   rzeczy : dwie chochle do zupy, figurka ryby, kilkanaście  używanych reklamówek na zakupy, zdezelowane krzesło, poradnik pt. „Jak zdobyć faceta w 15 krokach metodą marketingu”  oraz  butelkę po napoju „Kubuś”.

Czekam na odzew.