Tag Archives: jedzenie

Danie na zawołanie

Ziemniaki podgotować. W garnku zrobić sos: oliwa,masło, rozmaryn świeży, ocet balsamiczny, 2 łyżki cukru trzcinowego. Pokroić 4 czerwone nieduże cebule. Ziemniaki odcedzić, przełożyć do naczynia żaroodpornego , wrzucić cebulę, czosnek, zalać sosem i do piekarnika na godzinę, półtorej.

Gotowanie to moja pasja (nie znoszę słowa „hobby” ) i zabawne, bo przecież w wieku 11 lat nie potrafiłam nawet samodzielnie ukroić kromki chleba, bo babcia robiła za mnie dosłownie wszystko. Ale to po niej musiałam odziedziczyć talent do gotowania – bo do gotowania też  potrzebny jest talent, nie wystarczy skorzystać z przepisu – który nagle się objawił, kiedy po prostu zaczęłam gotować i okazało się, ze niemal wszystko wychodzi mi dobrze a jeszcze do tego sprawia przyjemność. Może dlatego że nie muszę gotować? Zazwyczaj zapraszam znajomych bo dla samej siebie średnio mi się chce. Są rzeczy, których nie robię i nie zamierzam: nic do czego potrzebna jest mąka, której w ogóle w kuchni unikam, żadnego lepienia pierogów czy robienia gołąbków. Gotowanie zajmuje mi niewiele czasu i zupełnie nie rozumiem jak ktoś jęczy, że tyle godzin musi spędzić w kuchni. To co on(a) tam robi??? 😉 Lepi 200 pierogów ?:-)


Szpinak zieloniutki na jesienne smutki

Coś chandra mnie dopadła, więc postanowiliśmy tym razem zjeść coś absolutnie tuczącego i polskiego, mianowicie kotlety mielone z ziemniakami i szpinakiem (nie było mrożonych buraczków).  Mielone nie są do końca polskie, bo to przepis zmodyfikowany, mianowicie: do zmielonej cielęciny dodaje się dwie namoczone w mleku bułki, dużo zielonej natki, dymkę, troszeczkę tartej bułki, sos sojowy i sos sambal (tego ostatniego łyżeczkę, bo pali jak diabli) oraz dwa jajka. W niczym już sie nie obtacza tylko smazy po kilka minut z każdej strony na patelni.

A teraz zaczynam dietę Dukana. Znowu.


Dzień Pączka

Przeżyłam straszliwie.

Postanowiłam zrobić wyłom w diecie (skoro i tak zakupiłam 4 tłuste pączusie) i zaopatrzyłam się w: czekolady nadziewane dwie, 10 słodkich bułeczek, masło, kakao, ostry ser żółty (lubię słodkie bułeczki z takim serem),  sos chrzanowy do bułeczek.  W efekcie zasnęłam o 20 i obudziłam się o 7 rano , wciąż mi jest niedobrze, a żarcie zostało. Ponieważ wracam z ulgą do diety, a wyrzucać jedzenia nie będę, to położę te bułeczki i ser (czekolady zjadłam) i jednego pączka w woreczku na krawężniku dla jakiegoś biedaka. Mnie też bieda w oczy zagląda , ale nie mogę, nie przełknę tego za nic. Trudno.  Trzeba było kupić wszystkiego o połowę mniej, ale jak zwykle  jadłam „oczami” w sklepie, bo zrobiłam błąd i poszłam po zakupy na głodniaka.

I to na razie tyle, bo źle się czuję po tej uczcie;-)

Do tego znów zaziębiona, ale lekko na szczęście. Zapewne przez tę darmową siłownię na zewnątrz, przebijanie się przez wertepy śniegowo gnojowate. Można sobie wyrobić łydki, ale o wiele szybciej przemoczyć buty. Rozkoszna zima tego roku.  Mam dziś mniej niż średnio pozytywne nastawienie do rzeczywistości.