Tag Archives: dziennik

Oto pierwszy rysunek do „Babci”

Wrzucałam tu fragmenty groteskowego dziennika, który piszę, pod roboczym tytułem „Babcia”.

Oczywiście docelowy tytuł będzie zupełnie inny.

Rysunek autorstwa Piotra Olszówki:

(do odcinka świątecznego:-)

Jest na blogu z datą 11 listopada bodajże.


Pamiętacie „Babcię”? Ciąg dalszy proponuję

Szalony dziennik:

Budzik w komórce chyba naprawdę jest zepsuty. Zdążyłam jednak do sklepu i do banku ( w czapce z daszkiem)bo przez niepamięć krótkotrwałą  i tik trzy razy źle wpisałam hasło do strony internetowej. A może to nie tik? Od dawna wybieram się do okulisty po jakieś okulary na p czy na s, specjalne dla rybaków , kosmonautów i komputerowców, jakieś takie lekko przyciemnione, żeby mnie tak ekran nie raził. Ale nie mogę zdążyć oczywiście, bo mają otwarte do 18.

Nic nowego się nie wydarzyło poza tym, że czajnik w którym gotuję wodę spalił się permanentnie i kawa ma dziwny smak. W poniedziałek spróbuję nastawić dwie komórki, może wreszcie mi się uda.  Przy czym jedna z nich będzie dzwoniła w lombardzie. Może mnie powiadomią?  Odpisałam na parę meili. Odwiedziła mnie koleżanka, która niedawno chirurgicznie podniosła sobie górne powieki i zaczynam obsesyjnie o tym rozmyślać, bo efekt jest piorunujący. ( I na pewni tik by mi zniknął bo przez 3 tygodnie ma się szwy, raczej trudno o intensywne mruganie), zasnęłam około 7 rano czytając biografię Houllebequa (nigdy nie wiem jak się to pisze) i dowiedziałam się że już w młodości preferował te podniszczoną wyblakłą kurteczkę, w której pojawił się w Polsce. Namiętnie też grał w rozmaite konkursy gazetowe, wygrywając jakieś okropne gadżety albo próbkę kawy. Dziwne zajęcie, ale chyba też spróbuję. (Babcia też gra, ma stertę firmowych bluzeczek i kubków).

Mój znajomy wygrał raz toyotę i się załamał. Nie dość, że musiał ją odebrać zawiniętą czerwoną kokardą na Rynku Głównym obserwowany przez tłum ludzi i w  blasku fleszy, rozpakować, coś tam powiedzieć do kamery i odjechać, to jeszcze żona natychmiast ją uszkodziła waląc w słup przy parkowaniu. Prawie płakał, bo okazało się, że toyoty nie można zamienić na gotówkę ani sprzedać przez rok a on nie  miał na czynsz.  W dodatku wcale nie lubił konkursów tylko mleko, a wtedy była jakaś akcja że jak zamiast mleka w kartonie znajdziesz wodę, to znajdziesz się szczęśliwym posiadaczem nowiutkiej toyoty.  Teraz też jest jakaś akcja z mlekiem (w nagrodzie żywa gotówka) i nawet wysłałam kilka smsów ale z powodu niepamięci krótkotrwałej wyrzuciłam stare opakowania a bez nich nie udowodnię, ze to właśnie mój sms jest tym szczęśliwym. Zagram jeszcze kilka razy, o ile nie zablokowali mi komórki. Chyba nie zapłaciłam rachunku. Coś ze mną wyraźnie nie tak: tik, zapominam różne rzeczy, zamiast w drzwi trafiam w ścianę a dziś uderzyłam się z całej siły czołem w umywalkę myjąc zęby. Zaraz zdiagnozuję się w Internecie. Może to astygmatyzm?

Nigdy, przenigdy nie wolno czytać ulotek dołączanych do leków – natychmiast pojawiają się wszystkie skutki uboczne. Niestety odkryłam że tik nerwowy jest jednym z nich.  Dziwne jak na fakt, że mam rozluźnione mięśnie. Może powiek to nie dotyczy. Inną nowością było to, że na moje konto wpłynęła mizerna kwota pomniejszająca lekko mój limit debetowy.

Czy coś jeszcze się wydarzyło? Chyba  dopisałam coś na zabazgranej żółtej karteczce samoprzylepnej. Aha! Już wiem co. Okazało się, że niedaleko mnie naprawią mi czajnik bezprzewodowy, który ostatnio postawiłam na zapalonej kuchence elektrycznej i spalił się podgrzewacz. Serwis działa oczywiście do 17, więc znów pewnie będę gotowała wodę na kawę w garnku. Po wstaniu nie mogę obyć się bez kawy z mlekiem, cukrem trzcinowym i papierosami marlboro w miękkim opakowaniu. Jak zawsze nastawiłam budzenie w komórce, ale albo go nie słyszę albo po prostu wyłączam. Na żółtej karteczce samoprzylepnej (mam ją na biurku w tym samym miejscu) tkwi jak byk: „kupić porządny budzik”. ale te sklepy z agd są czynne zwykle do 18 i jakoś nie mogę zdążyć.

Nie ćwiczyłam dziś na domowym wioślarzu, mam wyrzuty sumienia ale przesuwanie mebli to w końcu też niezły wysiłek fizyczny.

Chyba wrócę do łóżka, ale nie będę już czytała bo mi tik przeszkadza. Wypalę jeszcze jednego malboraska i zagryzę jabłkiem. Po czym zgaszę lampkę nocną z kolejną nadzieją, że jednak budzenie zadziała. Zauważyłam, że jak mniej śpię, mam więcej energii. Może wreszcie uda mi się wyrzucić do kosza samoprzylepną żółtą karteczkę po załatwieniu wszystkich spraw z listy.

Babcia hula, na szczęście w jakimś kasynie!

Ale to  ONA wdarła się do mojego komputera i mojej komórki.  Zdalnie, co ciekawsze.  Nawet smsa przysłała: „Gram o milion, ale nie licz na nic”.

 

(TYLKO TO NIE JEST MÓJ DZIENNIK!!! ZAZNACZAM)


Babcia, ciąg dalszy

Pukanie do drzwi. Ale jakie?!!  Pożar? Wojna? Komornik? Nie, to tylko babcia. Razem ze swoją sąsiadką.

– O jak miło – wyjęczałam, rozglądając się panicznie  po pokoju, w którym wszystko było zakurzone, delikatnie mówiąc.

– Dobra, dobra, nie udawaj, tylko wpuszczaj –  oznajmiła sąsiadka babci. Babcia w kwiecistej podomce stała obok i uśmiechała się szyderczo. Jak to ona.

No to wpuściłam.

– Fajowe te rzeczy, które sprzedajesz na gumtree.pl. Ja kupiłam poradnik (boski!!!) i butelkę po „Kubusiu” – powiedziała sąsiadka, siadając na jedynym krześle, które miałam. Babcia rozlokowała się na podłodze. A właściwie to się położyła i zaczęła chrapać.

– Co tam masz jeszcze, bo się nam spieszy! – sąsiadka babcina zlustrowała pokój.

– No widzę, że babcia trochę teges , no, zmęczona, a ja nic chyba nie mam – odpowiedziałam..

– Nie zmęczona, tylko niewyspana! Szalałyśmy całą noc. OO widze czajnik elektryczny i termos. Dam dwa złote.

– Cooo? Chociaż 5 złotych, na bilety – jeknęłam.

– Jakie bilety? Do nas? Mowy nie ma!  – szturchnęła babcię, która udawała, że śpi (ona wciąż udaje), wzięła pod pachę mój czajnik oraz termos, demonstracyjnie położyła dwa złote na moim biurku (jeszcze tego mebla bronię nogami i rękami)  i obie wyszły.  Uff, co za dzień….